Skocz do zawartości

Ekstraklasa na wesoło


Różyk

Rekomendowane odpowiedzi

          http://ocdn.eu/images/pulscms/ZmQ7MDA_/7c50f35b7a4911abae3f464d7b05711c.png

Kiedy świat podnieca się El Clasico, polski kibic dzielnie przywdziewa ukochane barwy i maszeruje na stadion swojej drużyny. Z Ekstraklasą bowiem jest jak z własną kobietą – może i nie jest najpiękniejsza, często denerwuje, ale prawdziwa zawsze jest lepsza od tej na ekranie. Zapraszamy zatem na kolejny odcinek podsumowania ligi prawdziwej do bólu.

http://ocdn.eu/tablesplatform/crests/medium/3110.pngGórnik Zabrze 1-1 Pogoń Szczecinhttp://ocdn.eu/tablesplatform/crests/medium/3117.png
Gdyby atrakcyjność meczu otwierającego kolejkę porównać do budynku, to spotkanie Górnika z Pogonią toczyłoby się w absolutnych czeluściach piwnicy. Kibicom obydwu drużyn trudno się dziwić, że przybyli na stadion (w końcu kto jak kto, ale my pojęcie trudnej i niewdzięcznej piłkarskiej miłości rozumiemy jak mało kto), jednak włączenie Eurosportu w piątkowy wieczór przez szarego zjadacza chleba, to prawdziwy objaw heroizmu. Oba zespoły przez ostatnich pięć spotkań nie skalały się pełną zdobyczą punktową, więc zgodnie postanowiły śrubować dalej tak zacny rekord. Najlepszą sytuację na bramkę stworzył sobie Górnik, kiedy Kwiek naprawdę sprytnie postanowił rozegrać rzut wolny i Kante stanął oko w oko z Dawidem Kudłą. Nieprzyzwyczajony do takich nagłych zwrotów akcji Hiszpan nieco spanikował, bo uderzona przez niego piłka minęła nie tylko bramkarza, ale również i bramkę. Sam na sam było zaskakujące, jednak wyjście na prowadzenie Górnika u siebie po raz pierwszy od 4 miesięcy, stanowiło prawdziwy szok. Na szczęście Pogoń zdołała wyrównać już w 5 minucie drugiej połowy, więc fani obydwu zespołów mieli czas na ustabilizowanie rozchwianych emocji. Jedni i drudzy zachowywali się potem jak feministki, bo do końca meczu nie byli w stanie niczego zmienić. Tym, którzy oglądali to spotkanie i nie byli kibicami żadnej z drużyn, jeszcze raz składam najszczersze wyrazy uznania.

http://ocdn.eu/tablesplatform/crests/medium/3121.pngLech Poznań 0-1 Śląsk Wrocławhttp://ocdn.eu/tablesplatform/crests/medium/3108.png
O szczególnym spięciu pośladków rywali Legii na mecze z nią, nikomu chyba nie trzeba mówić. Jeśli rywalowi uda się pokonać „Wojskowych”, to zazwyczaj kosztuje go to tyle sił, że w następnej kolejce traci ciężko wyszarpane punkty. Lech co prawda z „Wojskowymi” przegrał, ale tak się biedny wymęczył, że nie zachował sobie sił na postawienie się zespołowi, który ostatnio na wyjeździe wygrał jeszcze w tamtym roku. Śląsk nie bardzo wierzył w swój sukces, na szczęście pełni wiary w niego byli obrońcy Lecha. Wiliusz usiłował przeciąć lecącą piłkę twarzą, a ta trafiła pod nogi Dudki, który w geście przyjaźni ofiarował ją Morioce. Japończyk uderzył na oślep i sprawił sobie miłą niespodziankę, gdy futbolówka wpadła do siatki. W drugiej połowie mógł zdobyć jeszcze jedną bramkę, bo wyszedł sam na sam z Buriciem, położył go na murawie, po czym dokonał niemałej sztuki, bo trafienie w piętę golkipera Lecha, która była aktualnie jedyną wystającą ponad ziemię kończyną, naprawdę zasługuje na oklaski. Śląsk naciskał na rywala i sam dziwił się, że tak potrafi, a zdziwiłby się jeszcze bardziej w 71 minucie. Co prawda Bence Mervo miał przed sobą pustą bramkę, ale wrocławianie więcej niż jednym golem wygrali ostatnio 7 miesięcy temu, toteż młody napastnik nie chciał by liga zatrzęsła się w posadach i dyplomatycznie spudłował. Lech miał jeszcze swoją szansę pod koniec meczu, ale na jego nieszczęście bramki gości nie strzegł Mariusz Pawełek, a Mateusz Abramowicz, który powstrzymał Nickiego Bille Nielsena. Duński napastnik jakiś czas temu stwierdził, że gra w takiej atmosferze jest lepsza niż seks. Szczerze współczuję mu życia erotycznego.

http://ocdn.eu/tablesplatform/crests/medium/36851.pngTermalica Bruk-Bet Nieciecza 0-1 Korona Kielcehttp://ocdn.eu/static/tablesplatform/crests/medium/5065.png
Specjalistą od analizy statystycznej jest w naszej redakcji Wiśnia, ale od święta i ja mogę chyba poraczkować w tym temacie. Najpiękniej bowiem urodę widowiska na małopolskiej wsi opisują liczby. Skrót z tego meczu trwa 1 minutę i 45 sekund, z czego 22 zajmuje wchodzenie piłkarzy na boisko. Podczas całego spotkania piłka cztery razy poleciała w światło bramki, przy czym pomeczowe nagranie objęło tylko jeden taki epizod, kiedy gola dla Korony strzelił Sylwestrzak. 3 punkty dają Koronie cień szansy na wejście do najlepszej ósemki, jednak gdyby to Termalica wygrała, wówczas zespół z Niecieczy na ostatnią kolejkę rundy zasadniczej oczekiwałby w grupie mistrzowskiej. Może i to dobrze, że „Słoników” najprawdopodobniej zabraknie w top8 – w końcu rywal z którym nigdy nie wygraliśmy mógłby być potężną przeszkodą na drodze do mistrzostwa.

http://ocdn.eu/static/tablesplatform/crests/medium/3113.pngZagłębie Lubin 4-1 Piast Gliwicehttp://ocdn.eu/static/tablesplatform/crests/medium/7918.png
Goście dopiero awansowali z 1 ligi i przez większą część sezonu tułali się po Ekstraklasie bez celu. Ktoś jednak nieopatrznie wygadał im, że mogą nawet grać w pucharach, a to podziałało na nich jak woda na młyn. „Miedziowi” byli tak podnieceni możliwością awansu w tabeli, że w ogóle zapomnieli z kim grają. Chłopaki byli niecierpliwi do tego stopnia, że pierwszego gola zdobyli już w 2 minucie, a po 7 minutach prowadzili 2-0. Piast próbował odpowiedzieć akcją sam na sam, ale Badia widząc szarżującego na niego Polacka wpadł w przerażenie i kopnął piłkę obok bramki. Na odjeżdżające w dal pierwsze miejsce zapatrzył się Jakub Szmatuła, które jego uwagę pochłonęło do tego stopnia, że zaniedbał swoje boiskowe obowiązki i po jednym z dośrodkowań, postanowił wypuścić piłkę z rąk tuż pod nogi Janoszki. Gracz gospodarzy skrzętnie skorzystał z prezentu i sytuacja Piasta zdecydowanie zaczęła się komplikować. Po golu strzelili jeszcze Mak z Jagiełło, ale akcje te nie odcisnęły znaczącego piętna na kartach futbolowej historii. I jak to jest możliwe, że jeszcze nie tak dawno traciliśmy do Piasta nawet 12 punktów?

http://ocdn.eu/static/tablesplatform/crests/medium/4901.pngCracovia 0-0 Górnik Łęcznahttp://ocdn.eu/static/tablesplatform/crests/medium/3125.png
Moja opinia na temat wyników 0-0 jest powszechnie znana, jednak widowisko w Krakowie uświadomiło mi, że dla wszelkich znakomitych doznań, jakie tylko może zaserwować nam nasza liga, gole absolutnie nie są koniecznie. Już na początku meczu obrońcy Górnika zdecydowali się asystować napastnikom Cracovii w akcji bramkowej i wyszło im znakomicie, bo tylko do piłkarzy „Pasów” można mieć pretensje, że nie wykorzystali tak klarownej sytuacji, jaką z mozołem przygotowała im defensywa Łęcznian. Zmarnować taką akcję było trudno, ale niespełna minutę później poziom rywalizacji podniósł się jeszcze bardziej, kiedy uderzeniem z 2 metrów w poprzeczkę praktycznie pustej bramki, Piotr Polczak udowodnił, że zamiast nowych korków przydałyby mu się buty ortopedyczne. Jak się okazało, obrońca Cracovii nie jest jedynym piłkarzem w zespole, jakiemu niezbędna jest rehabilitacja, bo Tomas Vestenicky wyłożoną na tacy piłkę w znakomitej sytuacji podjął się przyjmować piszczelem, więc miejscowym kibicom ze złości zazgrzytały zęby i maczety. Tak efektownych wygibasów gospodarzom pozazdrościli piłkarze przyjezdnych, a prym wśród akrobatów z Łęcznej wiódł bez wątpienia Jakub Świerczok. Z 4 metrów potrafi strzelić każdy głupi, ale kopnąć w powietrze i odbić piłkę plecami to zdecydowanie wyższa szkoła jazdy. Napastnik gości nie spoczął jednak na laurach i już po kilkunastu minutach po raz kolejny przypomniał o swojej oryginalności. Nie sztuką jest wykończyć prostopadłe podanie na 3 metrze, sztuką jest zatrzymać się w pędzie codziennego życia i melancholijnie patrzeć na to, jak futbolówka ląduje za linią końcową. Kubie naprawdę udzielił się romantyczny nastrój, bo wkrótce z pieśnią na ustach rzucił się do boju. Sam jeden postanowił zmienić losy świata i w sytuacji 5 na 3, mając kolegów wychodzących praktycznie każdą boiska, bohatersko zdecydował się posłać piłkę w trybuny. Goli więc nie uświadczyliśmy, ale w akcjach meczu można przebierać do woli. Bohater spotkania był jednak tylko jeden.

http://ocdn.eu/tablesplatform/crests/medium/3106.pngLegia Warszawa 1-1 Lechia Gdańskhttp://ocdn.eu/tablesplatform/crests/medium/7913.png
Otoczka wokół meczu była tak rozdmuchana, że tylko wypatrywałem nadlatującej igły, która miała przebić wspaniale napompowany balonik. Lechiści już na początku meczu mieli dwie dobre sytuacje, ale ostatnie dobre wykończenie Sebastian Mila zaprezentował w domu, kiedy przeprowadzał remont. Wobec tego „Wojskowi” zdecydowali się zaatakować i piłkę do siatki skierował Duda, który postanowił zakończyć trwającą od lipca przerwę w strzelaniu – od razu widać, że ostatnia rozmowa z trenerem wyszła chłopakowi na dobre. I pewnie o nic nie musielibyśmy się martwić, gdyby legionistów nie zafascynował dźwięk uderzania piłki o słupek. Futbolówka odbijająca się od obramowania bramki była dla naszych piłkarzy niezwykle rozkosznym dźwiękiem i ci wprost nie mogli się go nasłuchać, bo z coraz większym zapałem raz za razem kopali prosto w słupki. Zabawa spodobała się nawet Michałowi Makowi, który poświęcił się badaniu odgłosu uderzenia w poprzeczkę warszawskiej bramki, ale Grzegorz Kuświk był nieprzejednany i wolał skupić się na kopaniu pod nią. Okazało się to doskonałym pomysłem, dzięki czemu goście mogli przekonać się, co też słychać w grupie mistrzowskiej.

http://ocdn.eu/static/tablesplatform/crests/medium/3105.pngRuch Chorzów 2-3 Wisła Krakówhttp://ocdn.eu/static/tablesplatform/crests/medium/3111.png
Nie podejmuję się więcej obstawiania meczów w Ekstraklasie, bo łatwiej przewidzieć jest chyba wahania nastrojów przeciętnej kobiety, niż to, co też może się wydarzyć na ligowym podwórku. Ruch mógł zapewnić sobie pewne miejsce w grupie mistrzowskiej, ale po to kibice płacą przecież pieniądze za bilety, by odczuwać emocje, a te dzięki niedzielnej porażce, Ruch ma zagwarantowane do ostatniego gwizdka 30 kolejki. Wisła wyszła na prowadzenie już w 5 minucie. Rafał Wolski wiedział, że Arkadiusz Głowacki w polu karnym rywala rusza się jak żelbetonowy kloc, więc spróbował kopnąć piłkę w taki sposób, by ta zwyczajnie odbiła się od obrońcy „Białej Gwiazdy” i wpadła do bramki. Ruch odpowiedział golem Stępińskiego, który błyskawicznie mógł zripostować Paweł Brożek. Napastnik minął bramkarza, przyjął piłkę, popatrzył na pustą bramkę i z jakichś 10 metrów kopnął prosto obok niej – szacuneczek, chylę czoła. Wisła dorzuciła jednak jeszcze dwa trafienia, Ruch zdobył pod koniec gola kontaktowego, jednak nie zanosiło się na jakąś wielką nerwówkę. Wszystko zmienił podyktowany w 90 minucie rzut karny dla Ruchu, który wywołał euforię wśród miejscowych. Zapomnieli oni tylko, że „jedenastkę” należy jeszcze wykorzystać. Najwyraźniej zapomniał o tym również Patryk Lipski, bo w trosce o poziom rozgrywek, postanowił zadbać o emocje do samego końca. Wisła o krok od grupy mistrzowskiej, choć niedawno broniła się przed spadkiem. Wcale się nie zdziwię, jeśli w przyszłym sezonie Górnik Zabrze będzie się jeszcze bił o mistrza.

http://ocdn.eu/static/tablesplatform/crests/medium/7691.pngJagiellonia Białystok 0-3 Podbeskidzie Bielsko-Białahttp://ocdn.eu/static/tablesplatform/crests/medium/7919.png


Są takie mecze, gdzie po samych statystykach można się zorientować, z jaką ligą człowiek ma do czynienia. Jeśli kiedykolwiek ktoś będzie na tyle głupi, żeby założyć muzeum Ekstraklasy, to nagranie z poniedziałkowego meczu będzie w nim pozycją obowiązkową. Jagiellonii zwycięstwo było potrzebne jak powietrze, więc Michał Probierz przez tydzień wpajał do głów zawodnikom, że powinni strzelać gole. Do ataku ruszyli więc jak szaleni. Najpierw świetnym uderzeniem tyłem do bramki popisał się Marek Wasiluk, a 20 minut później Guti kapitalnym lobem po raz drugi zmusił Drągowskiego do kapitulacji. Piłkarze jednak podświadomie czuli, że coś jest chyba nie do końca w porządku, aż wreszcie spostrzegli, że nieznacznie pomyliły im się strony boiska. Podbeskidzie również było zdziwione, ale siedziało cicho, bo dość rzadkim zjawiskiem jest, by nie oddać ani jednego celnego strzału na bramkę i prowadzić 2-0. Formalności dopełnił rzut karny i nietypowe zwycięstwo „Górali” stało się faktem. Równie ciekawie – nie pierwszy raz zresztą w przypadku Jagiellonii – było po meczu, kiedy kibice postanowili wypowiedzieć się na temat nie najlepszej dyspozycji swoich piłkarzy. Nie spodobało się to trenerowi Probierzowi, który w pojedynkę postanowił spacyfikować młyn Jagiellonii. Nasz polski Jose Mourinho, wybitny trener, którego szyja ugina się pod ciężarem zawrotnej liczby dwóch medali za puchar i superpuchar, bohatersko przeprowadził szturm na banery reklamowe i powstrzymał zapędy kibiców Jagi. W Warszawie na 800 białostocczan potrzeba było 80 osób, tutaj wystarczyła jedna. No no, whiskey to się chyba będzie lało litrami, co panie trenerze?

Za:
Legionisci.com

uANLo7e.gif                               3f6ec08cf020a.png

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1
  • Dodano
  • Ostatnia odpowiedź

Top użytkownicy w tym temacie

Popularne dni

Top użytkownicy w tym temacie

Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    • Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.